poniedziałek, 15 lutego 2010

post factum valenticum

 

Gratuluję wszystkim bez wyjątku, bez podziału na płeć, wiek, pochodzenie, rasę, zaplecze polityczne, wierzących, czy też niewierzących; słowem wszystkim, którzy w dniu wczorajszym - celebrując jakże nasze święto - wysyłali esemesy z "wyznanio-życzeniami", by później móc oglądać swe wypocinki na ekranach swych telewizorów.

Było warto...? Czujecie się spełnieni...?

Na pewno tak, przecież nic nie brzmi tak szczerze, jak "anonimowe" wyznanie uczuć na ekranie telewizora, które może przeczytać praktycznie każdy, czy tego chce czy nie. 

Duma musi was rozpierać, przecież wzbiliście się na szczyty romantyzmu. 

Szczerze gratuluje wszystkim, którzy ów czyn popełnili. Ułańskiej fantazji i niezwykłej kreatywności na pewno wam nie brak. Oczywiście, nie możemy w miejscu tym zapomnieć, o jakże ważnym tego (jednego?) dnia w roku, romantyźmie.

Tak, dowiedliście, iż cech tych nie posiadacie za grosz. 

 Mało tego, dowiedliście ile tak naprawdę warte jest wasze uczucie. Dokładnie 2,49 plus VAT... Dobrze wam z tym...? W pracy było się czym pochwalić...?

Wykazaliście również, jak niepewnie czujecie się w waszych związkach. Trudno jakoś uwierzyć w szczere uczucia - w tym wypadku miłość (chyba?) - okazywane bliskiej osobie poprzez esemesa. 

Jakże wielu z was ogranicza okazywanie uczuć bliskiej osobie jedynie do tego dziwnie żałosnego dnia?

Po ilości wysłanych wiadomości, które skutecznie utrudniły mi odbiór, jakże upragnionych w niedzielny wieczór fal telewizyjnych, wnioskuję, że wielu. Przykre to, ale prawdziwe.

Nazwać to można jedynym znanym i pasującym tutaj określeniem - hipokryzja.

Dlatego też, życzę wam wszytkim głębokiego i długotrwałego kaca moralnego.

Na końcu specjalne podziękowania należą się wszystkim tym, którzy nie potrafili napisać, jakże często stosowanego w mowie i piśmie przysłówka "mój", nie popełniając błędu. 

Śmieszne to zarazem i tragiczne.

Jeśliby się dłużej nad tym zastanowić, to obraz społeczeństwa dyslektyków do najprzyjemniejszych nie należy.

PS. Wyrazy uznania należą się również dla stacji telewizyjnych, które zdecydowały się usługę "wyznanio-życzeniowych" esemesów wprowadzić. 

Nie ma to, jak naciągnąć biednych i niepewnych telewidzów. Skoro głupota nie boli, to czemu nie. 

Gratuluję również sprytu i niebanalnego podejścia specjalistom od marketingu. Przecież po to właśnie studiujecie. Pięć lat studiów by nauczyć się, jak zbijać kapitał na ludzkich ułomnościach..

2 komentarze:

  1. Uff... Po przeczytaniu twgo wpisu cieszę się, że szczesliwie nie wliczam się do tego grona "biednych, niepewnych hipokrytów" bo nie świętowałam walentynek. Ale czy wysłanie walentynkowego smsa jest dla ciebie aż takim grzechem? Wyrażanie uczuć na antenie jest może nie w moim stylu (zeby nie powiedzieć -pozbawione stylu) ale staram się patrzeć na autorów tych smsów z większą wyrozumiałością. Jeśli dało to komuś choć odrobinę radości, albo kogoś dowartościowało, to pozostaje się cieszyć, nawet jeśli to trochę żenujące.
    Swoją drogą walentynki to obce nam święto. Jakiś seksuolog powiedział, że w Polsce mamy o wiele lepsze, swojskie święto miłości i erotyki w Noc Kupały, bodaj w czerwcu, więc w znacznie bardziej sprzyjających warunkach atmosferycznych. Może by zacząć jakąś akcję społeczną, żeby ludzie zaczęli to świętować? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba sama się ze mną zgodzisz, że rozpatrywanie tak banalnej czynności, jak wysyłanie wiadomości tekstowej, w kategoriach grzechu jest nadużyciem. Co prawda małym, ale jednak. ;-)
    Żyjemy w wolnym kraju; jeśli chcesz wysyłać esemesy ze "szczerymi i głębokimi wyznaniami", które zamiast bliskiej ci osoby przeczyta "miliard" innych osób, możesz je wysyłać; jeśli chcesz ów czyn skomentować, to o dziwo, też możesz to zrobić. I tak właśnie postąpiłem.

    OdpowiedzUsuń