wtorek, 23 lutego 2010

ulverus

Nigdy nie należałem do grona "wiernych wyznawców" Ulvera, którego twórczość jest mi bliżej znana dopiero od dwóch lat. Powiem więcej, nawet w dniu samego koncertu nie byłem do końca przekonany, czy aby na pewno jestem we właściwym miejscu...


Supportem dla poniedziałkowego gigu były dwa bliżej mi nie znane zespoły. Pierwszy, Tides From Nebula, warszawska kapela grająca post rocka, rzekomo na światowym poziomie; kapela nie mająca podobnież, na zachód i wschód od Wisły żadnej konkurencji. Przyznam, że jak na klon God Is An Astronaut, to występ w miarę udany, jednak zabrakło w nim pierwiastka oryginalności, ale przynajmniej się chłopcy starali.


Braku oryginalności nie można za to zarzucić Void Ov Voices, który stanowił preludium do występu Ulvera. Void Ov Voices to - no właśnie, co ?? - to ciekawy i oryginalny projekt, kultowego w Black Metalowych kręgach, węgierskiego wokalisty Attilli Csihara; który wykorzystując walory swej nagłości wydobywa z siebie nieludzkie dźwięki. Dla wielu nie do zniesienia, ale polecam zobaczyć na żywo. Doświadczenie to niezwykle intrygujące, a miejscami nawet ciekawie interesujące. Jednak nie do wszystkich to przemawia. Powiem więcej, występ Attilii był w pewnym stopniu rekompensatą za brak utworów z płyty Kveldssanger.


Parę minut po 22.oo  Kristoffer Rygg, Jørn H. Sværen i Tore Ylwizake pojawili się na scenie. Nie będę rozwodził się nad niedociągnięciami technicznymi, ponieważ, aż tak wysublimowanym odbiorcą muzycznych przekazów na żywo nie jestem. Na koncertach nie rozkładam na czynniki pierwsze każdej nuty, czy też każdego, ledwie słyszalnego fałszu, szumu lub przesteru. Od momentu w którym zabrzmiały pierwsze dźwięki Eos, po ostatnie akordy Not Saved, Ulver pokazał wielką klasę. 


Klasą samą w sobie był też dobór utworów. Przy wyborze koncertowego repertuaru muzycy Ulvera skupili się głównie na swych wydaniach płytowych po roku 2000. Wielu "wiernych wyznawców" wybór ów mógł rozczarować, jednak nie można odmówić Norwegom braku spójności. 


Wartym podkreślenia jest fakt, że muzyka Ulvera w dużej mierze komponowana z pomocą komputerów i instrumentów elektronicznych, na koncercie odgrywana była nie tylko w postaci sampli. Aranżacja utworów takich jak Hallways of Always, czy też Porn Piece or the Scars of Cold Kisses nabrała nowego, wręcz tanecznego brzmienia, dzięki połamanym perkusyjnym rytmom Tomasa Pettersena. Ciekawym eksperymentem okazał się również angaż DJ, dzięki któremu Operator daleki był od swego płytowego pierwowzoru.


Od wielu lat nad norweskim zespołem unosi się aura niedostępności. Jednak Ulver zdecydował się przełamać ów stereotyp i po koncercie muzycy wyszli zza kulis, by rozdać parę autografów. Garm nie wydawał się z tego powodu specjalnie zadowolony, a najbardziej komunikatywną i chętną do społecznych interakcji osobą okazał się sesyjny perkusista Tomas Petttersen.



Śledząc wypowiedzi na różnych portalach społecznościowych dojść można do wniosku, że koncert Ulvera w krakowskim Klubie Studio był porażką lub, co najmniej, jednym wielkim nieporozumieniem.

Gros osób, które 22 lutego zdecydowały się nawiedzić krakowskie Studio rozwodzi się, a to nad fotografami, których było za dużo, a to nad tą częścią publiczności, która ciszy nie potrafiła zachować, czy też, nad tym wszystkim, którzy odważyli się podczas występu klaskać. Znalazła się też dość liczna grupa osób, którym nie podobało się, że zespół grał z sampli a wokalista miejscami nie trafiał z tonacją, co jest przecież faktem nie do przyjęcia, skoro to występ na żywo.

Przyznam, że jak na odbiór koncertu grupy, która po 15 latach scenicznego niebytu wyrusza w trasę, odwiedzając przy okazji nadwiślańską krainę, dziwnie czyta się takie opinie rzekomo prawdziwych fanów.

A jeśli przypadkiem chciałeś być na tym koncercie, i po zapoznaniu się z opiniami osób w nim uczestniczących, wydaje ci się, że niczego nie straciłeś, masz rację...

Tak ci się tylko wydaje.

Czy po takim występie można odczuwać niedosyt? 

Tak, można, ale jest to niedosyt pozytywny; niedosyt wywołujący uśmiech zadowolenia; niedosyt podsycający ciekawość; niedosyt stroniący od rozczarowania; niedosyt zaspokajający pragnienie.

Teraz już wiem, że w poniedziałkowy wieczór 22 lutego 2010 roku, byłem dokładnie tam, gdzie powinienem być.

Hail Ulver!

Ps. Tomas Pettersen to na pradę sympatyczny koleś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz